Święta Maria Goretti

  • Tak! Przebaczam mu z całego serca! Przebaczam i chcę, aby był ze mną w raju!

  • Nie smuć się, mamo! Dobry Bóg nam dopomoże. On nas nigdy nie opuści!

Biografia

Biografia

Pierwsze lata

Maria Teresa Goretti urodziła się 16 października 1890 r. w Corinaldo, miasteczku leżącym niedaleko małego adriatyckiego portu Senigalii koło Ankony w środkowo-wschodnich Włoszech. Była trzecią z siedmiorga dzieci Luigiego Goretti i Assunty Carlini. Rodzina ta żyła w skrajnym ubóstwie materialnym. Dlatego, po narodzeniu się czwartego dziecka, musieli opuścić rodzinne strony, by szukać pewniejszego utrzymania w innym regionie. Przenieśli się na tereny Bagien Pontyjskich w okolice Nettuno, na północ od Rzymu. Osiedli w wiosce Ferriere di Conca. Te bagniste, rozległe równiny odznaczały się wówczas wyjątkowo niezdrowym powietrzem. Po roku wyczerpującej pracy przy osuszaniu bagien, ojciec zaraził się malarią i zmarł.

Po śmierci Taty

Dla dziewięcioletniej Marii śmierć ukochanego taty była wielkim ciosem. Wtedy jednak po raz pierwszy ukazała się jej ufność w Opatrzność Bożą. Wiedziała, że na nic się nie zda rozpaczanie, że Bóg, konfrontując nas z przeróżnymi tragicznymi przeżyciami, daje łaskę coraz większej siły duchowej i że jeśli otworzymy się na tę łaskę, przez takie próby będziemy się stawać coraz mężniejsi i mocniejsi. Dziewczynka podjęła od razu postanowienie, że będzie robić wszystko, by wspierać wymęczoną mamę. Już w kilka chwil po śmierci taty, mówiła do niej: Odwagi, mamo! Nie bój się! My jesteśmy już dużymi dziećmi! Bóg nam dopomoże, da nam zdrowie, będziemy walczyć! Będziemy walczyć i zwyciężymy! Maria starała się pocieszać mamę, nie było to jednak łatwe. Mama Assunta widziała jasno, że teraz ubóstwo zmieni się w skrajną nędzę. Sama musiała pójść do pracy w miejsce zmarłego męża i całymi dniami, wraz z współlokatorami domu, w którym mieszkali, osuszała okoliczne moczary.

Codzienne obowiązki Marietty

Obowiązki w domu przejęła Maria. Całą swoją dziecięcą energię skierowała na jak najstaranniejsze wykonywanie prac wszelkiego typu. Mając niecałe 10 lat, zastąpiła mamę w kuchni oraz przy wychowywaniu młodszego rodzeństwa, pełniąc wobec nich rolę opiekunki. Wspierała nie tylko zresztą swoją mamę, ale także współlokatorów – Giovanniego Serenellego i jego syna Alessandra. Także im prała, naprawiała ubrania i pościel, przygotowywała posiłki.

Pierwsza Komunia Święta

Dziecięce serce Marii pałało ogromną miłością ku Jezusowi Eucharystycznemu. Coraz bardziej pragnęła przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej. Mama wiedziała, że będzie bardzo trudno do tego doprowadzić, gdyż Maria nie umiała nawet czytać, a w pobliżu nie było nikogo, kto by mógł spróbować ją przygotowywać. Po wielu ogromnych trudnościach, dziewczynka przyjęła po raz pierwszy Pana Jezusa do swojego serca 16 czerwca 1901 r., w kościele w Conca.

Eucharystia w życiu Marietty

Od tego dnia, Maria pragnęła jak najczęściej przystępować do sakramentu Eucharystii. Było to jednak fizycznie niemożliwe, bowiem od lipca do listopada w tych okolicach nie były w ogóle odprawiane nabożeństwa i aby uczestniczyć we Mszy Świętej, wierni musieli chodzić pieszo ponad 10 km do Nettuno. To było najczęściej nierealne nawet dla samych dorosłych, z powodu licznych niebezpieczeństw czyhających na dzikich, niezaludnionych mokradłach. Dlatego, Maria Goretti do Komunii Świętej w ciągu całego swojego życia przystąpiła tylko pięć razy.
Dziewczynka wiedziała, że po pierwszej, a potem po następnej Komunii Świętej nie może dopuścić do utraty Tego, którego już miała w swoim sercu. Mamie mówiła: Tak, mamo, będę zawsze dobra, będę coraz lepsza! Nie były to tylko naiwne słowa, wypełniała je do samego końca, w każdej chwili życia.

Umiłowanie czystości i skromności

Po przyjęciu po raz pierwszy Pana Jezusa do swojego serca, wszystko w niej zaczęło się stawać doskonalsze: ofiarność, posłuszeństwo, pobożność. Najbardziej jednak wzrastała czystość serca. Była to cnota, która bardzo wcześnie rozkwitła ze szczególną słodyczą i wdziękiem w duszy Marii Goretti. Dziewczynka cała promieniała czystością, heroicznym panowaniem nad ciekawością, wzrokiem, ruchami, żądzą sensacji. Czuła wstręt do wszelkich nieprzyzwoitych rozmów, brzydziła się każdym nieprzyzwoitym słowem.
Dowodem na to jest np. następujący epizod z jej życia. Pewnego poranka, gdy poszła po wodę do studni, spotkała o rok starszą dziewczynę, żartującą z chłopakiem. Czekając, aż wiadro się napełni, słyszała ich nieprzyzwoite żarty. Te słowa były dla niej przerażającym wstrząsem. Po powrocie, powiedziała o tym mamie. Mama stwierdziła: Staraj się jak najszybciej zapomnieć o tym, co słyszałaś! Ciebie to oburzyło, a co by powiedziano o tobie, gdybyś ty o takich sprawach zaczęła mówić? Maria odpowiedziała bez namysłu z niezwykłą stanowczością: Dlaczego, mamo... Przecież ja bym wolała raczej umrzeć, niż powiedzieć choć jedno słowo o czymś takim, wolę dać się zabić niż tak powiedzieć!

Pierwsze konfrontacje z Alessandrem

Nie były to puste słowa, choć nie wiedziała, że wkrótce przyjdzie jej wypełnić i udowodnić tę deklarację własną krwią. Czuła jednak, że zagrożenie wobec niej jest coraz większe, że staje się coraz bardziej realne. Każdego dnia spotykała Alessandra. Mieszkali przecież w tym samym domu, razem jedli, wspólnie pracowali. Okazywała mu wiele serdeczności, odnosiła się do niego z dziecięcą prostotą i miłością, ale on inaczej na nią patrzył. Ona natomiast doskonale rozumiała, o co mu chodzi.
Alessandro Serenelli po raz pierwszy zobaczył rodzinę Marii i ją samą po przeprowadzce do Colle Gianturco. Do końca już mieszkali wspólnie, również w Ferriere koło Nettuno.
Alessandro długo walczył ze swoimi zmysłowymi żądzami, nawet ich się bał, gdyż Maria była tylko małym dzieckiem. Przez jakiś czas próbował jej unikać, żeby opanować swoje myśli, ale nie przynosiło to żadnego skutku. Zresztą, nie miał możliwości nie widywać dziewczynki, ponieważ mieszkali pod jednym dachem, wspólnie jedli i razem pracowali. Nie był w stanie opanować sam siebie, swojego wzroku, wyobrażeń, myśli. To wszystko zwyciężało nad nim. W końcu poddał się, nie miał już sił, zrezygnował z walki ze swoimi słabościami. Trudno się spodziewać, by pozostał obojętny wobec Marii. Wręcz przeciwnie. Po śmierci jej ojca, zaczął uporczywie szukać okazji, by pozostać z nią sam na sam, by być jak najbliżej niej.

Serdeczność wobec Alessandra...

Maria odnosiła się do niego z serdecznością, z dziecięcą ufnością i siostrzaną miłością, chętnie we wszystkim mu pomagała. On jednak nie na to zwracał uwagę. Śledził każdy jej ruch, obserwował rozpalonym żądzą wzrokiem, karmiąc tym swoje wyobrażenia i pragnienia. Ona to wszystko widziała i rozumiała, nauczyła się od razu zręcznie unikać takich sytuacji. Wiedziała, jak wielkie zagrożenie one przynoszą nie tylko dla niej samej, ale także dla Alessandra. Coraz częściej modliła się o przemianę jego serca.
Tak mijały kolejne tygodnie i miesiące. W roku 1901, gdy Maria przystąpiła do I Komunii Świętej, Alessandro zrozumiał, że ona już nie należy do tego świata, że wybrała ostatecznie Pana Jezusa, że nic nie osiągnie, że stracił ją na zawsze. Chwilowo przestał ją dręczyć, dał jej spokój. Maria jednak wiedziała, ze nie może czuć się bezpiecznie. Czuła coraz bardziej napiętą atmosferę, jaka się tworzyła, gdy tylko on pojawił się obok niej. Zdawała sobie sprawę, że wszystko może w każdej chwili eksplodować, ponownie rozgorzeć ze zwielokrotnioną siłą.

Droga krzyżowa Marii

Ten pozorny spokój nie trwał długo. Na przełomie maja i czerwca 1902 r. rozpoczął się ostatni etap drogi krzyżowej Marii. Odtąd Alessandro wykorzystywał każdą sposobność, każdą wolną do pracy chwilę, jakikolwiek pretekst, by przyjść do domu i dręczyć dziewczynkę. Miał nadzieję, że kiedyś wreszcie tej presji nie wytrzyma, że zrezygnuje z oporu i ulegnie jego żądzom. Wiedział, że była całkowicie sama, nie mogła liczyć na niczyje wsparcie. Alessandro ciągle powtarzał, że jak tylko komuś coś o tym wspomni, od razu zabiję ją i jej mamę. Ona wiedziała, że jest do tego zdolny, że się nie zawaha. Tym sposobem, skutecznie postarał się, by nic nikomu nie mówiła.
Napierał coraz bardziej. Nie miał już najmniejszego zamiaru ukrywać, czego od niej chce. Wielokrotnie, każdego dnia, mówił jej to wprost. Ciągle także dręczył ją swoimi opowieściami o przyjemnościach cielesnych, nieustannie namawiał, coraz śmielej dotykał, chwytał, próbował przewrócić na łóżko lub ziemię.
Dla Marii był to przerażający koszmar, nieustanna droga krzyżowa. Jednak, to nie presja ze strony Alessandra była najgorsza. W samym jej wnętrzu rozpętała się potężna burza. Nie sposób oczekiwać, by serce dojrzewającej dziewczynki nie reagowało na to wszystko. Najbardziej obawiała się właśnie pokus wewnętrznych, zmysłowych poruszeń własnego serca. Nieustannie walczyła: na zewnątrz z napastnikiem, we wnętrzu z samą sobą. Nie chciała zrobić nic, co by było niezgodne z wolą Pana Jezusa. Wiedziała, że On da jej męstwo i moc dla odparcia wszelkich napaści względem jej osoby.
Dlatego, nie martwiła się tylko o siebie, ale także o Alessandra. Chciała mu pomóc, by zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo grzeszy swoimi pragnieniami i słowami. Zrozumiała w swoim sercu, że jest za niego odpowiedzialna, że jego musi chronić przed tak wielkim, odrażającym upadkiem. Pomóc pragnęła temu, który przemienił jej życie w przerażający koszmar, który coraz odważniej ją dręczył, starając się zmusić do uległości jego nieprawym zachciankom.

Męczeństwo

Na nieustannej walce minął cały czerwiec 1902 i pierwsze dni lipca. W końcu, nadszedł dzień 5 lipca. Alessandro nie chciał już dłużej czekać, wszystko postawił na jedną kartę, miał już dokładnie zaplanowane, co i jak robić. Doprowadził do tego, że znalazł się w domu zupełnie sam z Marią. Pozostali domownicy pracowali daleko od budynków.
Byli więc sami w domu: on – dwudziestoletni, silny mężczyzna, ona – słaba dziewczynka, dziecko nie mające jeszcze dwunastu lat. Z ludzkiego punktu widzenia, była bez szans. Nie miała żadnych możliwości ucieczki. Gdy tylko zamknął drzwi, zaczęła krzyczeć tak głośno, jak tylko potrafiła, jednak nikt nie mógł jej usłyszeć. Zdawała sobie z tego sprawę, próbując się wyzwolić z jego rąk, płakała głośno i błagała rozpaczliwie: Alessandro, zostaw mnie, pozwól mi iść! Nie rób mi nic, pozwól wyjść! On jednak, nie puszczając, próbował ją przewrócić, położyć na podłogę. Ani przez chwilę nie miała wątpliwości, co chce jej zrobić, do czego próbuje zmusić. Widziała nóż w jego ręku.
Alessandro zaczął mówić: Pozwól mi, albo cię zabiję! Chodź do mnie, sama mi się oddaj, bo inaczej będę musiał cię zabić – zabiję teraz, od razu! On nie miał już zamiaru dłużej czekać, był ostatecznie zdecydowany: albo osiągnie cel, albo ją zabije. Słysząc to, Maria przestała płakać i nagle zawołała odważnym głosem: Nie! Nie zrobię tego! Słyszysz, Alessandro? Nie! Nie! To jest grzech, nie pozwolę ci na to! Nigdy nie pozwolę ci! Ona także była ostatecznie zdecydowana.
Starając się uciec, potknęła się i upadła. Alessandro natychmiast do niej dopadł. Broniła się ze wszystkich sił, walczyła z nim i wołała: Nie! Nie! Co robisz, Alessandro! Nie dotykaj mnie! Bóg tego nie chce! To jest grzech, jeśli to zrobisz, pójdziesz do piekła! Tak, pójdziesz do piekła, jak to zrobisz! Nie dotykaj mnie, nie rób mi tego! Przecież ty pójdziesz do piekła...
Te słowa najbardziej go rozwścieczyły. Po chwili zaciętej walki, widząc, że nie da rady, wbił nóż w jej ciało. Jakby w ślepej furii, raz za razem zaczął ją uderzać nożem, zadając głębokie rany na całym ciele. Maria, wijąc się z bólu pod pchnięciami ostrza, ciągle jeszcze powtarzała: Co robisz, Alessandro, przecież pójdziesz do piekła...
W końcu, umilkła. Myśląc, że dziewczynka nie żyje, zamknął się w swoim pokoju. Nagle ponownie usłyszał jej krzyk, więc wrócił i jeszcze kilka razy wbił w jej ciało całe ostrze. Teraz nie miał wątpliwości, że już nie ma prawa żyć. Usatysfakcjonowany, położył się na łóżku, jakby nic się nie stało, zaryglował drzwi do swojego pokoju.
Wbrew prawom natury, Maria jednak nadal żyła. Ocknęła się i doczołgała do drzwi wyjściowych. Zobaczył ją ojciec Alessandra, Giovanni, zawołał mamę Assuntę. Maria była cała zbroczona krwią. Ściskała w dłoniach strzępy podartej sukienki, starając się zakryć poprzebijane ciało. Przerażona mama pytała: - Mariettino, co ci się stało, kto ci to zrobił? – To Alessandro... Spójrz, mamo, co on ze mną zrobił... – Ale dlaczego? – Bo on chciał mnie zmusić do brzydkiego grzechu, ale mu nie pozwoliłam. Chciał popełnić straszny grzech, ale nie pozwoliłam, powiedziałam mu: Nie! Nie!
Mama zemdlała przy łóżku córki. Sąsiad zdecydował, że na lekarza zbyt długo by trzeba czekać i lepiej będzie przewieźć Marię do szpitala do Nettuno. Ktoś przyprowadził stary, drewniany wóz konny, na mim ułożono Marię i rozpoczęła się długa droga do Nettuno. Wszyscy wiedzieli, że nie ma szans, by dziewczynka przeżyła tę jazdę, dlatego mama jej towarzyszyła.
Przed domem Gorettich, ludzie chcieli zlinczować Alessandra. W porę jednak przybył właściciel majątku z uzbrojonymi mężczyznami, by go oddać w ręce policji. Po kilku godzinach, przybyli funkcjonariusze z karabinierami. Z wielkimi trudnościami, wyprowadzili mordercę przez tłum miotany żądzą zemsty i dostarczyli go na komisariat.

Przebaczenie

Późnym wieczorem, po kilku godzinach uciążliwej jazdy, Maria dotarła do szpitala. Lekarze nie mogli pojąć, dlaczego ta całkowicie wykrwawiona dziewczynka nadal żyje. Następnego dnia, przeprowadzono operację, bez żadnego znieczulenia. Maria w pełni świadomie czuła, jak ostrza skalpeli tną jej ciało. Operacja jednak na niewiele się zdała, lekarze nie byli w stanie pozszywać wszystkich poprzecinanych organów wewnętrznych.
Wkrótce przybył do Marii arcybiskup Nettuno, do którego dotarła wiadomość o bohaterskiej dziewczynce. Zaczął z nią rozmawiać, opowiadał o Panu Jezusie, o tym, jak On przebaczył tym, którzy Go ukrzyżowali, jak wisząc na Krzyżu obiecał Raj współukrzyżowanemu łotrowi. W końcu zadał jej jedno pytanie: Marietto, czy chcesz przebaczyć Alessandrowi tak, jak Pan Jezus przebaczył tym, którzy Go ukrzyżowali? Dziewczynka chwilę się zamyśliła, po czym z całą stanowczością odpowiedziała: Tak! Przebaczam mu z całego serca! Przebaczam i chce, by był ze mną w Raju!
Łzy wzruszenia pojawiły się w oczach wszystkich zebranych w pokoju. Było to w pełni świadome, wspaniałomyślne przebaczenie swemu zabójcy – najważniejszy powód, dla którego Maria Goretti została później kanonizowana.

Narodziny dla Nieba

Niedługo po tych słowach, Maria otrzymała piątą Komunię Świętą, ostatnią w swoim życiu. Przed udzieleniem, kapłan zapytał: Czy wiesz, Mariettino, kogo przyjmujesz? Ona odpowiedziała: Tak! Pana Jezusa, którego zaraz zobaczę! Następnie, jej stan zaczął się pogarszać, zaczęła majaczyć w ogromnej gorączce. Po krótkim czasie, odzyskała pełną świadomość. W chwilę później, zupełnie spokojnie zamknęła oczy i zasnęła, odeszła do Pana, narodziła się dla nieba na całą wieczność. Był to dzień 6 lipca 1902, pierwsza niedziela miesiąca, godzina 15:45. Maria miała 11 lat, 8 miesięcy i 21 dni.

tekst na podstawie:
Marek Paweł Tomaszewski: „WARTOŚĆ PRZEBACZENIA na przykładzie życia Św. Marii Goretti i Alessandra Serenellego"; w: „KATECHETA.
Miesięcznik poświęcony katechezie i wychowaniu religijnemu"; nr 2(luty), 2011, s. 42-47.